wtorek, 10 marca 2020

D&D 5ed: Prządki w Phandalin

Kontynuacja sesji D&D 5ed: Zamek Skałozębów.

Sesja wypadła bardziej organizacyjnie niż epicko.

Zacznijmy od uczestników tej księgowo-ekonomicznej przypadłości :)

Tordrum, krasnal wojownik
Lee, człowiek mnich, zaczyna grę jako martwy ładunek
Poncjusz, półelf łotrzyk
Spięty, niziołek łotrzyk - gracz robił za NPC'a

uwolniony Gurdren Roksiker, krasnal, wojownik, NPC
Bimbol, niziołek lokalna milicja NPC
Gimlet, stary krasnal lokalna milicja NPC
Gilgolas, elf lokalna milicja NPC
Barabaramir, człowiek lokalna milicja NPC
Anzelm, osiołek transportowy

w Phandalin dołączyła:
Zwrotka, diabelstwo warlock - gracz robiła za NPC'a

Po zdobyciu zamku Skałozębów postanowiliśmy przygotować się drogi powrotnej. Poncjusz nie mógł sobie darować na odchodne  i wypuścił z jednej z komnat jakieś przetrzymywane tam straszydło. Straszydło od razu uciekło do lasu i okazało się że nic specjalnego w tej komnacie nie było.

Karawana ruszyła w drogę powrotną. Podróżowaliśmy powoli ponieważ mieliśmy trzech rannych oraz nieżywego Li na prowizorycznych noszach.

Wtem Poncjusz zauważył że na przy trakcie przyczaili się zielonoskórzy. Spodziewaliśmy się tego i na znak uformowaliśmy oddział uderzeniowy składający się ze zdrowych członków naszej wyprawy i zaskoczyliśmy wrogów taktyką będącą mieszaniną szarż, młócenia bronią, krycia się i walki dystansowej. I tym razem nasi najęcie woje okazali się sprawnymi wojownikami. Zieloni zostali błyskawicznie pokonani. Naliczyliśmy chyba z osiem ciał.

Ruszyliśmy dalej. Następnego dnia, tuż przy trakcie trafiliśmy i zaskoczyliśmy posterunek obserwacyjny goblinów. I tym razem wrogowie nie mieli szans tym bardziej że było ich tylko dwóch. Reszta podróży minęła bez niespodzianek.

W Phandalin, poniżej nowa mapka którą znalazłem w sieci, postanowiliśmy się zająć się ożywieniem mistrza Li. Wiedzieliśmy że usługa nie będzie tania - 1250 sztuk złota. Zebraliśmy wszystkie skarby do jednej skrzyni a i tak trochę brakowało. Burmistrz nie chciał się dorzucić i dopiero Gurdren z Siderem, nasi zleceniodawcy, wpadli na pomysł że założą za nas na poczet zysków z kopalni. Może o tym nie wspominałem ale odzyskaliśmy mapę Gurdrena.



Gdy kapłanka ożywiała mistrza Li Gurdren i Sildar zaproponowali nam 20% udział w zyskach odszukanej kopalni na co się zgodziliśmy.

Wieczorem mistrz Li był już żywy. Z tego powodu, ale również z chęci samego się napicia, zorganizowaliśmy imprezę dla całej straży miejskiej na koszt burmistrza w Śpiącym Gigancie. Oberża ta należy do narzeczonej Tordruma więc kasa była dobrze wydana. Na samej imprezie nagrodziliśmy członków straży którzy uczestniczyli w ostatniej wyprawie, nadaliśmy im tytuły sierżantów i ustanowiliśmy instytucję dyżurnego stołówki która od tej pory będzie się znajdować w Śpiącym Gigancie. To chyba udobruchało Gristę, narzeczoną Tordruma która od czasu jego powrotu mała "te" dni.

Następnego dnia kadra straży miejskiej, czyli my, stołowała się karczmie Stonehill'a. Tam poznaliśmy druida Reidota którego zastaliśmy w trakcie rozmowy z Gurdrenem i Silderem. Opowiedział im pasjonującą historię o tym że badał jakieś ruiny w okolicach Neverwinter i musiał przerwać swoje badania bo zagnieździł się tam smok. Z tego co mówił maszkara jest niegroźna a i nasi mocodawcy nalegali że zanim otworzymy kopalnie lepiej pozbyć się smoka - coś to grubymi nićmi szyte.

W ramach przygotowań zrobiliśmy kolejny zaciąg - tym razem nasza sława przyciągnęła 12 ochotników. Postanowiliśmy wynająć wóz i może uda się kupić jakąś ciężką broń.

W międzyczasie Zwrotka nadzoruje prace nad odnowieniem naszego posterunku straży miejskiej.

I na tym koniec.