Dziś zaczynamy w samym sercu podziemi w kryjówce Czerwonych Płaszczy. Tu jest link do poprzedniej przygody.
Ty razem okazało się że nasi nowi towarzysze poczuli się nieswojo w podziemiach i musieliśmy wyjść na powierzchnię :) (wróciliśmy zieloną trasą) Po wyjściu na światło niziołek Benzin i krasnal Weitgorunn udali się aby aby załatwiać swoje sprawy. A my czyli krasnal Tordrum i diabelstwo Zwrotka udaliśmy się do karczmy Stonehill. A tam, o dziwo, spotkaliśmy naszych towarzyszy krasnala Rangruna i niziołka Spiętego. Przekazaliśmy im że nasi nowi towarzysze nas nagle opuścili i środku podziemi a nie czujemy się na siłach iść dalej. Podobnie zrobili nasi starzy towarzysze ale już nie będziemy im tego wytykać. Starzy towarzysze chętnie się zgodzili nam pomóc. Swoją drogą ileż to bohaterów zwątpiło w to co robi w tej kampanii :)
Wróciliśmy do miejsca walki ze szkieletami zieloną trasą. Ostrożnie otworzyliśmy drzwi z brązu i w następnej sali niziołek odkrył zapadnie pod grubą warstwą kurzu zalegającą na podłodze. Kolejne pomieszczenie z fontanną było puste - poza wspomnianą fontanną. I ten sposób spenetrowaliśmy całe podziemia i wyszliśmy na pagórek z ruinami z widokiem na Phandalin.
Niesieni sukcesem oczyszczenia podziemi wpadliśmy do wyszynku pod Gigantem gdzie za kontuarem stała zaręczona z Tordrunem krasnoludzica Grista. Przy stole siedziało i zapijało smutki czterech bandytów od Czerwonych Płaszczy w tym ich szef - gościu o południowej aparycji i imieniu. Nie wiem co się dokładnie stało ale krasnal Tordrum obraził siedzących (pochwalił się łupami zdobytymi w podziemiach przed ich niedawnymi właścicielami) i uderzył jednego z bandziorów toporem aby podkreślić słuszność swoich argumentów. Stało się to dość nagle ponieważ cześć naszej ekipy była jeszcze przed drzwiami. Pewnie chciał zaimponować wybrance swego serca.
Dalsza wymiana argumentów przybrała żywiołową formę. Diabelstwo podpaliło jednego bandziora któty latał potem po cały pokoju aż wypalił :) mu się zapał. Nizioł Spięty uciekał pod stołami, wszyscy obkładali się czym co kto miał w ręku. Koniec końców wzięliśmy do niewoli jednego bandziora. Kazaliśmy mu wynieść ciała jego towarzyszy aby karczmarka nie musiała się trudzić. Przy okazji przejęła cześć łupu na poczet kosztów rozróby.
Drużyna wraz z jeńcem wyszła przed wyszynk. Od razu pojawili się kmiecie żeby wyniuchać co się dzieje a od strony Phandalin nadchodził tłum mieszkańców. Cóż wieści szybko się roznoszą.
Krasnal Tordrum wygłosił do kmieci mowę gloryfikującą dokonania drużyny w czym przeholował gdyż zadeklarował że teraz to on powinien zostać burmistrzem. Jeden z kmieci zaczął coś burczeć czym zirytował Tordruma. Ten wziął kamień i rzucił w owego kmiecia i ... do zabił. Mózg polał się po trawie. W tym momencie diabelstwo Zwrotka (albo niziołek Spięty) rzucił czar snu na resztę kmieci. Część naszej ekipy spanikowała, zaczęliśmy chować ciała a tu właśnie tłum od strony Phandalin dotarł pod wyszynk. Co robić?
Tordrum jednym cięciem odrąbał głowę jeńcowi i zaczął krzyczeć że ofiara jest czarnoksiężnikiem co to właśnie zabiła kmiecia a resztę otumaniła. Tłum to łyknął a skołowani, dopiero co budzący się kmieciowie, skwapliwie potwierdzili tę wersję. Tordrum nawet płakał nad ciałem kmiecia pomstując za "czarnoksiężnika". Aby dodatkowo odwrócić uwagę poinformowaliśmy że w podziemiach jest sporo trofiejnego towaru do odzyskania.
Po tej farsie dostaliśmy obiecaną kasę od burmistrza - przegoniliśmy poprzez wybicie do nogi bandę Czerwonych Płaszczy. Do tego sypnęli nawet premię.
Cały następny dzień świętowaliśmy. Niziołek Spięty musiał dopasować do wzrostu nowo zakupioną zbroję a krasnal Tordrum kupił sobie osiołka.
Przy browarkach ustaliśmy że z rana ruszamy do ruin wsi Conyberry aby za grzebień otrzymany od miejscowej kapłanki dowiedzieć się coś o jakiejś tajemniczej księdze od banshee.
Podróż zajęła nam dwa dni i na miejsce trafiliśmy przed zmrokiem. Intuicyjnie trafiliśmy na ścieżkę prowadzącą do lasu która sprawiała upiorne wrażenie - w końcu szliśmy porozmawiać z upiorem. Było tak upiornie że postanowiliśmy przenocować w ruinach wsi.
Następnego dnia raźno ruszyliśmy do lasy. Też mieliśmy wrażenie upiorności ale dotarliśmy do polany gdzie po jej środku stała chatka zmajstrowana ze zrośniętych gałęzi. Diabelstwo Zwtrotka i krasnal Tordrum raźno wparadowaliśmy do środka. A tam... zmaterializowało się banshee. Krasnal się odezwał i zrobił bardzo złe wrażenie na umarlaku. Zwrotka uratowała sytuację i za grzebień dowiedziała się że księga 200 lat temu była widziana w Nevenwinter w towarzystwie czarodzieja którego imienia sobie teraz nie przypomnę.
Ostrożnie opuściliśmy chatkę i udaliśmy się do obozu w ruinach wioski.
I na dziś koniec.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz