wtorek, 30 kwietnia 2019

WHRPG: Mathias Thulmann i Silja Markoff

Cykl Łowca Czarownic C.L.Wernera połknąłem w kilka dni. To trzy połączone ze sobą książki. Łączy ich główny bohater i każdy z tomów opisuje kolejny etap śledztwa. Z każdym tomem akcja nabiera tempa i poznajemy coraz to nowych pomocników oraz zastępy przeciwników, których nasz bohater z finezją płonącego stosu usuwa ze swej drogi.

Osobiście książki mi się podobały. Widzę też, że zbierały dobre recenzje po różnych portalach. Uważam jednak że to pozycja dla fanów uniwersum - osoby niewtajemniczone mogą poczuć się zagubione - ja wiem co to skaven i Nurgle :) Nie należy też doszukiwać się głębi emocjonalnej jakiegokolwiek bohatera, robią to co wymaga od nich kanon. Sprawnie napisane książki.

Niesiony na fali entuzjazmu nabyłem i pomalowałem dwie figurki (na razie dwie) bohaterów występujących na kartach omawianej pozycji.

Mathias Thulmann - łowca czarownic


 (figurka Ścibor Miniatures, żywica, trochę większa niż 28mm ale łowca czarownic powinien być przysadzisty - heretycy mają go bać)


Silja Markoff - szlachcianka - jej obecność dodaje +10 do głębi emocjonalnej Mathiasa Thulmanna :)


(produkcja Wargamera, też trochę większa niż 28mm, ładnie odlany metal, na marketingowym renderze fajna laska - w rzeczywistości swojska pyza, cena kolekcjonerska)



niedziela, 14 kwietnia 2019

Frostgrave: ekipa

Poniżej fotka z częścią załogi do Frostgrave. Jest główna czarodziejka i jej elfia uczennica. Resztę figurę skompletuję ze swojej przepastnej walizki z NPC'ami. 

Na tych figurkach testowałem nową chemię - PANEL LINE ACCENT COLOR firmy TAMIYA. Użyłem GRAY i DARK GRAY. Efekt widać ale dupy nie urywa - muszę próbować czegoś jeszcze ciemniejszego. Zalety jakie zauważyłem że fenomenalnie wpływa w szczeliny i że w korku jest pędzelek. Model schnie tak z 2-3 godziny i w tym czasie błyszczy się epicko, tak że zacząłem obawiać się efektu końcowego.



Figurki to zbieranina różnych producentów - każda na swój sposób ciekawa. Demoniczna Elsa ma żywiczne rzęsy - jakość odlewu firmy Shieldwolf Miniatures jest imponująca. Sama figurka z boku prezentuje się fajnie ale z frontu jest jakaś taka płaska - ocena 8/10. Hobbitka to prosta konwersja ze Spellcrow - potrzebowałem złodzieja więc podmieniłem nożem oryginalny toporek. Elfka to produkt Otherworld Miniatures - trochę drogie ale fajne ikoniczne miniaturki. Dwie figurki z prawej to plastiki z North Star'a dedykowane to Frostgrave. Figurce z prawej podmieniłem główkę z opakowania najemniczek z pudełka od Shieldwolf Miniatures - ją wg mnie dużo fajniejsze i szczuplejsze/wyższe/wikingowe :). A do tego od nadmiaru główek do konwersji żaden modelarz nie umarł.

WHRPG: kampania - Księstwa Graniczne - podziemia Perigord

Czołem,

Dziś kolejna cześć ekscytujących przygód Pietera Wanka w Księstwach Granicznych.

Dla przypomnienia poprzednia sesja.

Przed wejściem do podziemi cała ekipa zakupiła klamoty potrzebne, według ich eksperckiej wiedzy, w podziemiach. Pieter kupił 10 metrów liny, 100 metrów sznurka, łopatę i kilka pochodni. Targałem ze sobą dwie zdobyczne kusze. Juan odebrał ode mnie 40ZK, jak to powiedział za wykup mnie z więzienia.

Syn mera Perigord, osiłek, przygłup i dzięki nepotyzmowi, dowódca miejscowej straży miejskiej, poprowadził nas w kredowe podziemia. Celem była prywatna piwniczka jednego z mieszkańców. Okazało się że ktoś lub coś dokonało przekopu do systemu podziemi miejskich. Ślady z powierzchni prowadziły do tego pomieszczenia.

Jak to zwykle bywa, żaden grach rpg nie zaprzepaści szansy wejścia ciemną dziurę - tak też my uczyniliśmy. Pieter (czyli ja) - łowca, krasnal Kargrun - kowal run, niziołek Waldemar - do tej pory nie wiem co ten kolo robi ale nieźle robi procą, człowiek Juan - chyba jakiś najemnik oraz Waldemar (drugi w tej ekipie :) ) - górnik.

Niedbale przekopanym korytarzem dotarliśmy do systemu naturalnych jaskiń - tak przynajmniej zauważył nasz teamowy górnik. W kolejnej komnacie, udało się nam zaskoczyć śniadającego ghola. Pieter celnym stałem z kuszy zabił bestię. Jednak był to jego pierwszy kontakt z takim przeciwnikiem i nerwy mu puściły - nie mógł się zbliżyć to truchła. Reszta zespołu odkryła liczne malunki naścienne - myśl o źródle pochodzenia niektórych kolorów, szczególnie głębokich brązów, napawała ich obrzydzeniem.

W kolejnej pieczarze spotkali gigantycznego nietoperza. Bestia przypadkowo złapała sobie kark atakując naszych zuchów. No ale zwycięstwo to zwycięstwo i nie należy wchodzić w zbytnie szczegóły. W tym miejscu trafiliśmy na zwłoki jakiegoś rycerza - skrzętnie zebraliśmy miecz i opancerzenie które nieboszczykowi na pewno nie będzie już potrzebne. Ktoś zauważył że musi być drugie wejście do tego systemu podziemi.


Błąkając się dalej trafiliśmy na kolejną jaskinię z dziurą po środku. A w na dnie siedział agresywny ghoul. Pieter zaliczył kolejny celny strzał i ghoula nie było.

To co spotkaliśmy w kolejnym pomieszczeniu resztę drużyny dosłownie zmroziło. Zaskoczyliśmy trzy ghole w czymś co wyglądało na warsztat krawiecki. Z tym że krawcami były owe ghole a materiałem były różne elementy z ciał ludzi. Wywiązała się walka w której Pieter został poważnie ranny w lewą rękę. Krawcy zostali pokonani dzięki przewadze liczebnej (pięć do trzech) oraz taktyce - z przodu nacierali wojownicy a z tyłu halfing naparzał z procy. Pieter, przez wrodzoną wyrywność zaliczył strzała a powinien się trzymać z tyłu. No ale bardowie nie układają pieśni o tych z drugiej linii :)

Z warsztatem tył tunel prowadzący do podziemnej osady gholi. Pokraki miału tutaj coś na kształt małej wioski - z pokracznymi domkami i krzywymi uliczkami. Wrodzona roztropność graczy kazała się wycofać.

Wróciliśmy do pieczary z truchłem rycerza i nietoperza. Okazało się coś już zagospodarowało latacza. Od tej pory Pieter trzymał się tyłów grupy - niby eliksir leczenie pomógł ale ręka wymagała obejrzenia przez medyka.

W kolejnym korytarzu usiekliśmy dwa gobliny i trafiliśmy na trolla.. Co prawda nikt nie go nie widział ale wszyscy słyszeli ale to wystarczyło aby pozbierać swoje zabawki i wrócić bez poszukiwanego pasztetnika, na powierzchnię.

A tu spotkała nas sroga niespodzianka. Mer miasta, po tym jak dowiedział się że nie znaleźliśmy tego po kogo poszliśmy, wyjątkowo chamsko wywalił nas z miasta. Nie pomogła prezentacja kolekcji głów podziemnej menażerii, którą skrupulatnie prezentowaliśmy w trakcie naszej wyprawy. W towarzystwie straży zostaliśmy odprowadzenie do bram.

Z przed bramy udaliśmy się do obozu Strzygan - ktoś musiał obejrzeć mi rękę. Tu wyglądało na to że mieszkańcy obozu już na nas czekali.

I na tym koniec...

wtorek, 2 kwietnia 2019

WHRPG: kampania - Księstwa Graniczne - kolejna sesja

Tym razem jako gracz zwiedzałem Księstwa Graniczne w warszawskim Klubie Nexus.

A wyglądało to tak...

21 Breuzeita wieczorem pomogliśmy niejakiemu Kugelschreiberowi w przegonieniu bandy opryszków. jako gracze wykazaliśmy szczególną łaskawość gdyż z pięciu napastników przeżyło czterech. Czyli jakoś tak nie krwawo choć emocji trochę było. I tak było na poprzedniej sesji której nie opisałem bo jakoś tak zapału zabrakło. Warto wspomnieć że do drużyny dołączył jakiś Estalijczyk w czerwonym wdzianku - Juan Filip de Suarez.

Następnego dnia okazało się że elfka o mrocznej ksywie Nocny Łowca ruszyła w poszukiwaniu kogoś z rodziny na zachód - po wspomnianego już przez nią miasteczka Perigord. Wiedzeni jakimś wewnętrznym fabularnym przymusem ruszyliśmy za nią.

Szybko wydaliśmy zdobyte złocisze na miejsce w wozie i w drogę. W trakcie tej pasjonującej deszczowej podróży dowiedzieliśmy się że w owym Perigold będzie jutro festiwal pasztecików oraz to że obchody zaszczyci jakiś lokalny mistrz paszteciarstwa. O randze tego święta świadczył zator na drodze w jakim mieliśmy okazję postać - okazało się zderzyły się dwa wozy i cało moja ekipa poleciała aby się poprzyglądać. Krasnal Kargrun spotkał tam swoich kumpli z kopalni i wtedy też poznałem nowego gracza w naszej wesołej ekipie - człowieka, górnika ale imienia jego nie zapamiętałem. A że wesoły to kompan to się później o tym przekonacie.

W końcu dojechaliśmy to tego miasteczka. Dodatkową atrakcją okazał się przyjazd strzygan - takich cyganów staroświatowych. Dzięki temu straże zostały podwojone ale nie psuło to jakoś zabawy.

Ja z nowym kompanem-górnikiem oraz niziołem Waldemarem szybko zaczęliśmy opróżniać dzbany. Estalijczyk i krasnal pili z rezerwą. Do wieczora część rozrywkowa drużyny była zaprawiona i gotowa na następne atrakcje. A okazja pojawiła się szybko. Szczególnie że kwaterkę mieliśmy zabezpieczoną - tfu, pewnie przepłaciliśmy.

W deszczu, przedstawiciel władz miasteczka, coś tam wydukał oficjalnie otwierając festiwal. Cześć drużyny poczuła się wykluczona społecznie z powodu tego że lokalni notable świętowali w namiotach a reszta mokła na deszczu.

Nizioł, górnik i jak wślizgnęliśmy się pod połę namiotu i zadomowiliśmy się pod jednym ze stołów. Gdyby nie alkohol, a może był to syndrom turysty All Inclusive to by pewnie nic się nie stało. Ale niezręcznie zaczęliśmy się dobierać do tego co na stole stało i trzeba było znikać. Niziołowi się to udało dzięki pomocy Estalijczyka który czuwał na zewnątrz wraz z krasnalem. Ja i górnik zostaliśmy pochwyceniu i wtrąceni do miejscowego loszku.

Następnego dnia zostaliśmy z tego loszku wyciągnięci bo jak się okazało nasi towarzysze zaoferowali pomoc w rozwiązaniu jakiejś zagadki. Nie ważne co i jak ale najważniejsze że tym razem się mi upiekło - wisieć nie będę. Miejscowy notabl, gruby i elegancki jejmość, coś tam dukał o kaucji.

W asyście strażników poszliśmy na miejsce, co jak się okazało, było miejscem zbrodni. Ktoś zabił lokaja wspomnianego wcześniej mistrza pasztetu i prawdopodobnie porwał jego samego. Wszędzie było dużo krwi i porozwalanych drzwi oraz sprzętów. Po zbadaniu okolic domu znaleźliśmy trop prowadzący do jakiejś klapy za budynkiem w którym się mieściło więzienie gdzie nocowałem. W sumie to miałem niezłego kaca i raczej podążałem za kumplami a nie aktywnie główkowałem.

I ta tym koniec, zamiast pchać się do piwnicy postanowiliśmy się odpowiednio przygotować.