Grają:
Krasnolud, wojownik, Tordrum - to ja,
człowiek, palladym Hlodwert,
elf, łowca, Urle,
krasnolud, kleryk, Rangrun,
halfing, łotr, Spięty.
Rzecz rozpoczyna się na karczmie Szemrzący Dzik (czy jakoś tam) w Neverwinter na Wybrzeży Mieczy. Cała ekipa czeka w kolejce do stolika gdzie lokalne szefostwo gildii poszukiwaczy przygód Gurdrer i Silder obdziela zadania między swoich podopiecznych. Nam przypadło eskortowanie wozu z zapasami do miasta Pandalin za co mieliśmy otrzymać 10 sztuk złota.
Z dużo nie marudząc następnego dnia ruszyliśmy w drogę. Szlak biegł wzdłuż drogi ociekającej w piękne widoki brzegu morza efektownie kształtującego malowniczą linię brzegową. Potem skręciliśmy w boczny szlak i oddaliliśmy się od brzegu. I wpadliśmy w zasadzkę.
Na chwilę przed zasadzką. Cała ekipa na wozie z zaopatrzeniem - tu: zapasy grane przez cukierek.
Cztery gobliny nie były dla nas wyzwaniem. Okazało się że wcześniej w tę zasadzkę wpadli dwaj nasi mocodawcy - znaleźliśmy ich martwe wierzchowce. Tutaj po raz pierwszy zdaliśmy sobie sprawę że nasz mały towarzysz, halfing Spięty jest maszyną śmierci.
Po śladach trafiliśmy do wejścia do jaskini. Cicho zakradliśmy się do dwóch strażników których znowu zmasakrował uber-niziołek :)
Weszliśmy do jaskini....
I tu wątek się zawiesza. To była pierwsza sesja w tym systemie dla większości ekipy. Rozruch był opóźniony ale szybko nabraliśmy pewnej biegłości jak i na co rzucać. A co do systemu to jeszcze nie mam zdania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz