Ta przygoda zaczyna się (23 Breuzeit) w momencie jak stoimy już za bramą która została szybko zamknięta za naszymi plecami. Ruszyliśmy w kierunku obozowiska Strzygan. Od razu okazało się że większość grupy wiedziona uprzedzeniami do tego wędrownego ludu zaczęła coś tam marudzić o porywaniu małych dzieci do gotowania, kradzeniu kur a nawet wampirach. No ale pragmatyzm zwyciężył postanowiliśmy zagadać z szefem obozu w celu wynajęcia wozu – postanowiliśmy wracać do Beree, a potem przez Neumarkt do krasnoludzkiego miasta którego nazwy nie potrafię zapamiętać.
Strzyganie okazali się bardzo mili, okazało się że jutro też wyjeżdżają w tym samym kierunku co my i nawet zaproponowali przenocowanie wraz wieczornym poczęstunkiem połączonym z małym festynem. Ja szybko zostałem zaprowadzony do jakiejś zielarki która porządnie opatrzyła moją rękę.
Wtedy dopiero na spokojnie rozejrzeliśmy się po obozie. Kilka charakterystycznie zdobionych wozów mieszkalnych, do tego z 3 wozy na dobytek. Wyróżniał się wóz króla Strzygan (?) oraz lekko zaniedbany wóz zielarki. Koledzy postanowili u kowala samodzielnie naprawić/dopasować znalezioną w podziemiach zbroję. Kilka uderzeń młotem krasnala Kargruna i ze zbroi została bezużyteczna sterta pogiętych blaszek – ot kowal run widocznie potrafi tylko runy kuć ;)
Wraz z zapadnięciem zmroku gospodarze przygotowali posiłek. Po posiłku były jakieś tańce ale czułem się bardzo zmęczony. Koledzy podzielili się wartami.
W nocy zostałem nagle obudzony. Niziołek Waldamer zauważył że kilku Strzygan ukratkiem wyszło z obozu. Postanowiliśmy ich po cichu śledzić.
Po niecałych dwóch kilometrach dotarliśmy do bramy cmentarza !?. Podsadzony niziołek na krawędzi muru na żywo relacjonował nam co widzi. Z kaplicy nagrobnej wyszły ghoule i po krótkiej rozmowie ze Strzyganami wyniosły dużą skrzynię obwiązaną łańcuchem. A skrzynia się ruszała. Ghoule, po przekazaniu skrzyni, zeszły do krypty.
Po krótkiej dyskusji postanowiliśmy zaatakować Strzygan jak tylko wyjdą z ładunkiem z cmentarza.
Strzygnanie okazali się kiepskimi wojownikami, szczególnie że mieli tylko noże. Juan okładał ich mieczem ale w zapale nie udało się nam wziąć żadnego jeńca – ot za gorąca krew. Pecha miał niziołek przyczajony ze swą procą na murze. Spadł z tegoż muru jako próbował sobie poprawić pozycję do strzału. O mało nie umarł.
Walka już się kończyła gdy poobijanego niziołka, z tyłu, chwyciła jakaś umorusana postać. Okazało się że to jest pan Pasztetnik – to jego szukaliśmy w podziemiach. A teraz szczęśliwie się uwolnił. No może nie do końca szczęśliwie bo widać było że dzień w podziemiach odbił się na jego psychice.
Na placu boju leżeli martwi Strzyganie, a za zamkniętą bramą cmentarza aktywowały się ghoule.
Były różne projekty co teraz zrobić, włącznie z oddanie skrzyni Strzyganom. Stanęło na tym że zabieramy Pasztetnika wraz z ruszająca się skrzynią do Perigord.
Po dwóch godzinach całkowicie opadliśmy z sił tuż przed bramą miasta. Pobiegłem z niziołkiem do strażników a ci doprowadzili nas przed oblicze mera miasta.
Tez z radością wysłuchał wiadomości. Jakże odmienne był zachowanie teraz a dzień wcześniej jak kazał nam spie……
Wezwany cyrulik zajął się Pasztetnikiem a potem gratisem obejrzał niziołka Waldemara. Dostałem z powrotem kaucję za wypuszczenie z więzienia!
Następnego dnia mer dał nam wóz i polecenie przewiezienia skrzyni do Beree. Widać że jej tu nie chce. Dla niego najważniejszy był fakt że królewski Pasztetnik się odnalazł a on uniknął kłopotów. Sam Pasztetnik po umyciu i przebraniu wyglądał o niebo lepiej.
I na dziś koniec.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz