Czołem,
Dziś kolejna cześć ekscytujących przygód Pietera Wanka w Księstwach Granicznych.
Dla przypomnienia poprzednia sesja.
Przed wejściem do podziemi cała ekipa zakupiła klamoty potrzebne, według ich eksperckiej wiedzy, w podziemiach. Pieter kupił 10 metrów liny, 100 metrów sznurka, łopatę i kilka pochodni. Targałem ze sobą dwie zdobyczne kusze. Juan odebrał ode mnie 40ZK, jak to powiedział za wykup mnie z więzienia.
Syn mera Perigord, osiłek, przygłup i dzięki nepotyzmowi, dowódca miejscowej straży miejskiej, poprowadził nas w kredowe podziemia. Celem była prywatna piwniczka jednego z mieszkańców. Okazało się że ktoś lub coś dokonało przekopu do systemu podziemi miejskich. Ślady z powierzchni prowadziły do tego pomieszczenia.
Jak to zwykle bywa, żaden grach rpg nie zaprzepaści szansy wejścia ciemną dziurę - tak też my uczyniliśmy. Pieter (czyli ja) - łowca, krasnal Kargrun - kowal run, niziołek Waldemar - do tej pory nie wiem co ten kolo robi ale nieźle robi procą, człowiek Juan - chyba jakiś najemnik oraz Waldemar (drugi w tej ekipie :) ) - górnik.
Niedbale przekopanym korytarzem dotarliśmy do systemu naturalnych jaskiń - tak przynajmniej zauważył nasz teamowy górnik. W kolejnej komnacie, udało się nam zaskoczyć śniadającego ghola. Pieter celnym stałem z kuszy zabił bestię. Jednak był to jego pierwszy kontakt z takim przeciwnikiem i nerwy mu puściły - nie mógł się zbliżyć to truchła. Reszta zespołu odkryła liczne malunki naścienne - myśl o źródle pochodzenia niektórych kolorów, szczególnie głębokich brązów, napawała ich obrzydzeniem.
W kolejnej pieczarze spotkali gigantycznego nietoperza. Bestia przypadkowo złapała sobie kark atakując naszych zuchów. No ale zwycięstwo to zwycięstwo i nie należy wchodzić w zbytnie szczegóły. W tym miejscu trafiliśmy na zwłoki jakiegoś rycerza - skrzętnie zebraliśmy miecz i opancerzenie które nieboszczykowi na pewno nie będzie już potrzebne. Ktoś zauważył że musi być drugie wejście do tego systemu podziemi.
Błąkając się dalej trafiliśmy na kolejną jaskinię z dziurą po środku. A w na dnie siedział agresywny ghoul. Pieter zaliczył kolejny celny strzał i ghoula nie było.
To co spotkaliśmy w kolejnym pomieszczeniu resztę drużyny dosłownie zmroziło. Zaskoczyliśmy trzy ghole w czymś co wyglądało na warsztat krawiecki. Z tym że krawcami były owe ghole a materiałem były różne elementy z ciał ludzi. Wywiązała się walka w której Pieter został poważnie ranny w lewą rękę. Krawcy zostali pokonani dzięki przewadze liczebnej (pięć do trzech) oraz taktyce - z przodu nacierali wojownicy a z tyłu halfing naparzał z procy. Pieter, przez wrodzoną wyrywność zaliczył strzała a powinien się trzymać z tyłu. No ale bardowie nie układają pieśni o tych z drugiej linii :)
Z warsztatem tył tunel prowadzący do podziemnej osady gholi. Pokraki miału tutaj coś na kształt małej wioski - z pokracznymi domkami i krzywymi uliczkami. Wrodzona roztropność graczy kazała się wycofać.
Wróciliśmy do pieczary z truchłem rycerza i nietoperza. Okazało się coś już zagospodarowało latacza. Od tej pory Pieter trzymał się tyłów grupy - niby eliksir leczenie pomógł ale ręka wymagała obejrzenia przez medyka.
W kolejnym korytarzu usiekliśmy dwa gobliny i trafiliśmy na trolla.. Co prawda nikt nie go nie widział ale wszyscy słyszeli ale to wystarczyło aby pozbierać swoje zabawki i wrócić bez poszukiwanego pasztetnika, na powierzchnię.
A tu spotkała nas sroga niespodzianka. Mer miasta, po tym jak dowiedział się że nie znaleźliśmy tego po kogo poszliśmy, wyjątkowo chamsko wywalił nas z miasta. Nie pomogła prezentacja kolekcji głów podziemnej menażerii, którą skrupulatnie prezentowaliśmy w trakcie naszej wyprawy. W towarzystwie straży zostaliśmy odprowadzenie do bram.
Z przed bramy udaliśmy się do obozu Strzygan - ktoś musiał obejrzeć mi rękę. Tu wyglądało na to że mieszkańcy obozu już na nas czekali.
I na tym koniec...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz