czwartek, 6 lutego 2020

D&D 5ed: Zamek Skałozębów

Od ostatniej sesji drużyna spotkała się dwa razy alby uporządkować swoje sprawy w Phandalin. Wdzięczni mieszkańcy postanowili zawierzyć naszej drużynie obowiązki zorganizowania lokalnej milicji.

Po ustaleniu z burmistrzem budżetu oraz otrzymaniu kluczy do starej rudery, która miała się stać siedzibą straży, ruszyliśmy poza miasto aby oczyścić ruiny zamku Cragmaw - dwa dni drogi z buta.

Tordrum, krasnal wojownik
Lee, człowiek mnich
Poncjusz, półelf łotrzyk
Spięty, niziołek łotrzyk - w drugiej części przygody robił za NPC'a
Bimbol, niziołek lokalna milicja NPC
Gimlet, stary krasnal lokalna milicja NPC
Gilgolas, elf lokalna milicja NPC
Barabaramir, człowiek lokalna milicja NPC
Anzelm, osiołek transportowy

Jak widać połowa oddziału to NPCe. Zrekrutowaliśmy 12 ochotrników  a na wyprawę poszło 4 najbardziej rokujących.

Pod mury zamku dotarliśmy na wieczór. Spięty użył swojego awatara na wstępne przeszpiegi co wykazało że ruiny są zajęte przez coś ale co i ile togo jest to nie da się tak łatwo sprawdzić.

Postanowiliśmy przenocować w pobliskim jarze i rano użyć fortelu polegającego na ataku frontalnym.

W nocy do jaru przyszwędał się jakiś ork i za przerwanie snu został zmasakrowany. Dało to nad do myślenia i następnego dnia Poncjusz poszedł na rekonesans. Wszedł na jakąś kupę gruzu i zauważył w środku zielonoskórych.

Postanowiliśmy się przebrać w płaszcze Czerwonych Płaszczy z Phandalin i wmaszerować centralnie do zamku przez główną bramę. Zmodyfikowany plan nie przewidywał co będzie dalej.

Jak postanowiliśmy tak zrobiliśmy. Gobliny, orki i ogry od razu były nieufne, a wrodzony talent oratorki Tordruna jeszcze pogorszył sprawę. Mimo że przez chwilę wydawało się że Poncjusz przekonał kreatury że jesteśmy tutaj jako ich przyjaciele nie byliśmy wstanie powiedzieć po co tu jesteśmy.

Zaczęła się jatka czyli to co umiemy najlepiej. Bez planu i pardonu. Osoby postronne mogły by odnieść wrażenie że szturmowaliśmy jedne drzwi z dwóch stron.


na niebiesko rekonesans, na czerwono szlak walk

Nasi ochotnicy bardzo dobrze się sprawowali. Pierwszy poważne rany odniósł Bimbol. Towarzysze ułożyli go na jednym z posłań i ruszyli walczyć dalej.



Potem pojawiły się dla strachuny a potem jeszcze coś większego - do tej poty wypieram to z pamięci. Gilgolas ledwo trzymał się na nogach, Lee padł pod ciosem śmierdzącej kreatury.



Zamek został zdobyty. Ranni opatrzeni. Martwy Lee został przygotowany do drogi powrotnej.

Zaczęliśmy przeszukiwać ruiny. W jednym z pomieszczeń został zamknięty jakiś potwór. Nie mieliśmy siły z nim walczyć.

Ruszyliśmy w drogę powrotną do Phandalin.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz